Odłożyła broń i westchnęła,
po czym skierowała swój wzrok na telefon i mimowolnie zaczęła się śmiać, widząc reakcję nieznajomej i słysząc jej zdziwaczały akcent. Otarła oczy, do których zaczęły zbierać się już łzy. Rzadko kiedy tak reagowała, ale... no, bądźmy szczerzy - nigdy nie spotkała się w swoim życiu z tak absurdalną sytuacją, w której to ruda dziołcha z dziwnym akcentem martwiła się bardziej o swój niezniszczalny telefon, niż o własną dłoń. Powaga w takiej sytuacji...? Cóż, dla Tiffany to możliwe. Podniosła się i spojrzała z wyższością na kobietę. Na jej twarzy nadal można było zobaczyć cień uśmieszku. I miała problem ze złapaniem oddechu po tej salwie śmieszkowania.
|
Never give up |
- Wybacz, nie do końca zrozumiałam ostatni przekaz. Mam rozumieć, że jesteś obcokrajowcem, prawda? Albo wieś imperalska? Qan'rat? Kurwa, nie ważne. - całkowicie opuścił ją dobry humorek w jednej chwili. W chwili, kiedy zobaczyła, że orchidei nie ma. Wypuściła broń, która ponownie wystrzeliła, jednak tym razem nieszczęsna rudowłosa zdołała się uchronić przed pociskiem.
- A tobie co? - zapytała nieuprzejmym tonem kobieta, najwidoczniej jeszcze zła po całym tym incydencie z bronią.
Startujemy
Widzisz, jaka jestem piękna?
Pokochaj mnie.